Neapol to miasto, które nie sposób jest opisać w kilku słowach. Takie typowe miejsce z kategorii „musisz tu sam przyjechać i poczuć ten klimat”. Co będzie mi się kojarzyć z Neapolem? Dużo deszczu, cudowne lody i smakołyki, kapitalna pizza, wszechobecne śmieci, park Wergiliusza i ludzie, którzy sprawiają, że chcesz się uśmiechać od ucha do ucha 🙂
Videorelacja z Neapolu
Deszcz
Jak się okazuje, marzec nie jest najszczęśliwszym miesiącem na wizytę w Neapolu – o tej porze roku pogoda jest kapryśna i serwuje na przemian słońce i deszcz. W naszym przypadku – więcej było chyba tego drugiego. Miasto mocno traci na uroku, gdy pogoda nie dopisuje, ale twardo trzymałyśmy się zasady: pogoda może się zepsuć, humory nie! To była prawdziwa nauka dystansu do sytuacji i sprawdzian poczucia humoru. Z mokrymi butami i bolącymi od śmiechu brzuchami – zwiedzałyśmy, na przekór wszystkim okolicznościom!
A tak wygląda instagram vs. rzeczywistość 😀
Jedzenie
Powszechnie wiadomo, że Włosi lubią sobie dobrze zjeść. Co więcej, Neapol to kolebka pizzy. Dodajmy do tego cudowne owoce morza, fantastyczne lody i rewelacyjne wypieki, a poczujemy się jak w niebie 🙂 O, takich cudowności można skosztować:
Jak to dziewczyny stwierdziły, okazało się, że mam osobny żołądek na lody 🙂
Trochę słodkości
Ukochana cukiernia Leopoldo <3
Makarony i nalewki
Owoce morza
Świeże owoce i warzywa
Niespodzianka 🙂
Świeżo wyciskane soki
Jedynym rozczarowaniem okazała się polecana przez wszystkich, najsłynniejsza neapolitańska L’Antica Pizzeria da Michelle. Skuszone jednoznacznie pozytywnymi opiniami, postanowiłyśmy sprawdzić to legendarne miejsce. Oczywiście musiałyśmy odstać swoje w kolejce na zewnątrz lokalu (20 min, dużo mniej niż się spodziewałyśmy). Sam lokal wydawał się z zewnątrz bardzo niepozorny, poza imponującą liczbą certyfikatów, nagród i wyróżnień na drzwiach.
System wpuszczania gości był prosty: jeden z kelnerów rozdawał karteczki z numerami, a potem krzyczał, który numerek może wchodzić (biada tym, którzy nie znają włoskiego/hiszpańskiego 🙂 ). Gdy nadeszła nasza kolej, udałyśmy się do środka, gdzie zastałyśmy.. hmmm.. wnętrze przypominające w najlepszym wypadku szkolną stołówkę. Nie umiem tego lepiej opisać 🙂 Nie było żadnego menu (do wyboru była jedynie margherita i marinara), wszędzie walały się opakowania po pizzy, a napoje podano.. w plastikowych kubkach.
Po odczekaniu całych 10 minut na atencję kelnera, udało się zamówić. I teraz… czekamy! Nie spodziewałyśmy się, że na produkowaną w hurtowych ilościach margheritę można czekać ponad 30 minut, ale okazało się, że można 🙂 Biorąc pod uwagę warunku oraz czas oczekiwania, założyłyśmy, że skoro ludzie wciąż tak bardzo uwielbiają tę pizzę, to musi to być najlepsza pizza, którą kiedykolwiek jadłyśmy. To, co dostałyśmy, niestety mooooocno odbiegało od tych oczekiwań. Ot, przeciętna pizza o smaku spalenizny (tak.), absolutnie najgorsza jaką jadłyśmy w Neapolu i pewnie jedna z gorszych jakie jadłam w życiu. Tak więc: Pizzerrii Michelle nie polecam, w Neapolu można spokojnie iść do pierwszej lepszej pizzerri i zjeść pyszności. I to mając taki widok:
Włoski styl jazdy
Włoski styl jazdy nie bez powodu jest słynny na całym świecie 🙂 Kompletny brak stosowania się do jakichkolwiek zasad, tworzenie 4 pasów jezdni z 2 dostępnych, sygnalizowanie absolutnie wszystkiego donośnym trąbieniem, trąbienie na ludzi próbujących dzielnie przejść przez pasy lub też parkowanie na pasach – naprawdę można się uśmiać 😀
Parkowanie w Neapolu to prawdziwy kunszt! Nic dziwnego, że 90% samochodów jest porysowana z każdej możliwej strony 🙂 To, w jaki sposób mieszkańcy miasta odparkowywują, pozostaje dla nas fascynującą tajemnicą.
Pompeje
To niezwykle popularne wśród turystów miejsce będzie nam się kojarzyło głównie ze spacerem z parasolkami i sporą dawką śmiechu. Pompeje w tych warunkach atmosferycznych nie zrobiły na mnie dużego wrażenia, ale myślę, że są warte odwiedzenia.
Praktyczny tip: w każdą pierwszą niedzielę miesiąca wstęp jest darmowy, miałyśmy całkiem miłą niespodziankę 🙂
Wezuwiusz
Najważniejszy symbol Neapolu, czyli uśpiony wulkan, którego erupcja już jest opóźniona i wciąż zagraża miastu.
Niestety na sam wulkan nie udało nam się wspiąć z uwagi na pogodę, a i z dołu niewiele było widać ze względu a chmury. Jednak pewnego dnia udało nam się uchwycić górujący nad miastem wulkan 🙂
Ulice
Ulice Neapolu wydają się w deszczu ponure i przygnębiające, ale myślę, że mają swój urok. Wąskie, klimatyczne uliczki, otoczone niezliczoną ilością knajpek i sklepów, w których można kupić chyba wszystko.
Zwróćcie uwagę na obrazek w lewym górnym rogu – tak sobie radzą Włosi z praniem, gdy zaczyna padać 🙂
Park Wergiliusza
Kierując się zasłyszanymi/przeczytanymi opiniami, postanowiłyśmy zobaczyć zachód słońca z perspektywy Parky Wergiliusza. Jednak dopiero ostatniego popołudnia zobaczyłyśmy długo wyczekany słońce. Czasu było niewiele, więc zebrałyśmy się szybko i popędziłyśmy na metro. Nie wnikając w szczegóły, rozkład jazdy metra nie był zbyt logiczny (jak większość wskazówek w Neapolu) i pojechałyśmy źle. Czas uciekał, słońce schodziło coraz niżej, postanowiłyśmy więc złapać taksówkę. Taksówkarz, niczym prawdziwy Włoch, po angielsku nie mówił nic, natomiast na hasło „Parco Vergiliano” zapakował nas do samochodu i ruszył. Szczęśliwe i uśmiechnięte, podziwiałyśmy miasto, które po raz pierwszy miałyśmy przyjemność ujrzeć w promieniach słońca, jednocześnie fascynując się stylem jazdy włoskich kierowców, tym razem widzianym z innej perspektywy.
Nasze szczęście przerwało spojrzenie na ściągniętą wcześniej mapę Neapolu, według której już dawno przejechaliśmy upragniony park i zaczynamy niebezpiecznie oddalać się od centrum. Zaniepokojone, próbowałyśmy wytłumaczyć przemiłemu taksówkarzowi (który nawet próbował użyć translatora włosko-angielskiego), że chcemy się zatrzymać, jednak Pan uparł się, że przecież jedziemy tam gdzie chciałyśmy, zaraz będziemy, koniec kropka. Poddałyśmy się. Gdy udało się wysiąść, byłyśmy w chyba najbardziej wysuniętej na zachód części Neapolu, baaardzo daleko od centrum, słońce zdążyło już się schować, ale – jakby nie patrzeć – z pewnością byłyśmy w jakimś parku.
Zrezygnowane, otworzyłyśmy wino i patrzyłyśmy na ciemniejące niebo, podziwiając cudowne widoki i noc zapadającą nad miastem.
Niestety, droga powrotna okazała się równie skomplikowana jak przypuszczałyśmy i zajęła nam bodajże ponad 2,5h. Przypadkowi przechodnie usłyszawszy, że chcemy dostać się do centrum wpadli w śmiech, po czym skierowali nas na oddalony o kilometr przystanek. Tam znalazłyśmy Włocha, który mówił w wielu językach, ale na pewno nie angielskim. Nie obyło się więc bez „telefonu do przyjaciela”, który porozmawiał z Włochem po niemiecku (!), udało się zatem uzyskać informację, którym autobusem powinnyśmy skierować się do centrum. Niestety autobus uparcie się nie pojawiał, w Neapolu nie istnieją rzecz jasna rozkłady jazy. Cóż nam pozostało? Łapanie stopa! 🙂 Przez 40 minut.
W końcu, litościwie zatrzymał się przed nami niewielki samochód. Jego właścicielka zgodziła się (a może to my władowałyśmy się jej do auta?) podwieźć nas na inny przystanek, z którego odjeżdżał autobus do centrum. Zmęczone, ale szczęśliwe zapakowałyśmy się do magicznego autobusu nr 140 i pojechałyśmy (tickets for free) tak daleko, aż kierowca powiedział, że możemy wysiąść i złapać metro. Niestety, gdy dotreptałyśmy do metra, okazało się, że wcale go tam nie ma (pomimo drogowskazów na stacji, linii nr 2 nie stwierdzono). Przyczołgałyśmy się zatem do kolejnej stacji metra, gdzie dowiedziałyśmy się od tubylców, że do naszego apartamentu stąd nie dojedziemy. Napraaawdę ledwo żywe zaryzykowałyśmy więc kolejną taksówkę, tymczasem obyło się bez nieszczęść 🙂 Taksówkarz zawiózł nas prosto pod pizzerię (wyobraźcie sobie apetyt z jaką zjadłyśmy nasz pierwszy po 8h posiłek), po której padłyśmy półprzytomne do łóżek.
Okazało się później, że w Neapolu są dwa parki: Park Wergiliusza i Wirgiliusza. So close 🙂
A poza tym… 🙂
Trochę centrum 🙂
Trochę widoków
Trochę zieleni
Trochę morza
Trochę śmieci
Magiczna stacja metra Toledo
Castel dell’Ovo
Castel Nuovo
Plazza del Plebiscito
Castel Sant’Elmo
Fontana del Gigante
Foro Carolino
Galleria Umberto I
Quartieri Spagnoli
Neapol nocą
Neapol zdecydowanie lepiej prezentuje się w promieniach słońca. Ale nawet w deszczu, to miasto gdzie nie można się nudzić. Miasto, gdzie wszędzie słyszymy przyjemny hałas i nieopuszczające nas trąbienie, widzimy niezliczone uśmiechy lokalsów, jemy prawdziwe pyszności i po prostu czujemy, że jesteśmy w autentycznych Włoszech 🙂 Gdybym miała się tu wybrać po raz kolejny, z pewnością wspięłabym się na Wezuwiusza i odwiedziła pobliskie wyspy. No i koniecznie chcę zobaczyć ten zachód słońca z Parku Wergiliusza! 😀 Może kiedyś.. 🙂