W Czeskiej Szwajcarii postanowiliśmy zostać 2 dni. Destynacja okazała się strzałem w dziesiątkę – niewielu ludzi, za to mnóstwo natury, skał, lasów, strumyków, ptaków. Prawdziwe cudo!

Dzień pierwszy

Pierwszego dnia naszym celem był Wązów Edmunda. Wystartowaliśmy z miejscowości Mezni Louka (gdzie również nocowaliśmy; zaraz obok początku szlaku znajduje się parking). Skierowaliśmy swoje kroki ku niebieskiemu szlakowi, który prowadził przez uroczy las. Po mniej więcej 1,5km, skręciliśmy w szlak żółty, który składał się z kładek zawieszonych na skałach i wyglądał naprawdę malowniczo!

W międzyczasie zatrzymaliśmy się w poniższej knajpie, zachęceni zapachem grilla. Kiełbasę z tego miejsca gorąco odradzam, ale fakt, że mogłam sama ją sobie usmażyć traktuję jako miłą atrakcję 🙂

W końcu udało nam się dotrzeć do łodzi flisackich, które oferowały relaksujący spływ wzdłuż wąwozu. A w zasadzie dwa spływy. Najpierw krótszy, ok. 7-minutowy (60 koron), a po przejściu 1km kolejny, tym razem ok. 15-minutowy (80 koron). Widoki były naprawdę przyjemne 🙂 Flisak kierujący łodzią opowiadał o mijanych przez nas skałach po czesku i niemiecku.

Łódki kursują do godz. 17.00, o czym warto pamiętać, jeśli chcecie wrócić tą samą drogą (nie ma możliwości przejścia całej trasy na nogach). My postawiliśmy na powrót busem/autobusem – jednak jakieś było nasze wkurzenie zdziwienie, gdy okazało się, że musimy czekać na niego niemal 2h 🙂 Na szczęście, w pięknych okolicznościach.

Dzień drugi

Kolejnego dnia, pomimo dość niepokojąco zapowiadającej się pogody, postawiliśmy na najpopularniejszą atrakcję Czeskiej Szwajcarii, czyli Pravcicka Brana. Znowu rozpoczęliśmy wędrówkę w miejscowości Mezni Louka. Aby dotrzeć do bramy, należy wybrać czerwony szlak (jego pokonanie zajmuje ok.90-110 minut), czyli Szlak Gabriela. Szlak był prawdopodobnie najbardziej wymagającą spośród wszystkich wybranych przez nas tras, ale równocześnie moją ulubioną 🙂 Przez większość czasu droga wznosi się w górę, oferując nam coraz atrakcyjniejsze widoki. Polecam uważać na wystające kamienie i korzenie – przepaść po lewej stronie staje się coraz głębsza 🙂 Przyznam, że nie robiłam wielu zdjęć na trasie – skupiłam się na rozkoszowaniu jej urokiem, ciszą, leśnymi zapachami i tajemniczą atmosferą 🙂

W końcu naszym oczom ukazuje się cel .

Aby wejść na wyżej położone tarasy, należy kupić bilet (ok. 75 koron), po czym można delektować się kapitalnymi widokami 🙂 Na miejscu można także skorzystać z restauracji, serwującej naprawdę pyszne dania.

Gdy nacieszyliśmy już swoje oczy (i żołądki) rozpoczęliśmy schodzenie na dół (ok. 40 minut) bardzo przyjemnym lasem.

DSC_3693.JPG

Po dojściu do ulicy zdecydowaliśmy się tym razem nie polegać na autobusie i powędrowaliśmy żółtą trasą (o ile pamiętam ok. 4-5km), która zaskoczyła nas takim widokiem:

Z żalem pożegnaliśmy Czeską Szwajcarię i udaliśmy się w odwiedziny do jej siostry – Szwajcarii Saksońskiej.

Jeden komentarz

  1. Pingback:Szwajcaria Saksońska | HAPPY SATAN

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *