Co warto zobaczyć w trakcie pobytu na Sardynii? Tak jak wspominałam w poprzednich wpisach, skupiliśmy się na północnej i wschodniej części wyspy, delikatnie zahaczając o południe i zachód. Nie zobaczyliśmy wszystkiego, co chcieliśmy, ale udało się całkiem sporo! Na mapce poniżej zobaczycie naszą trasę:

1. San Teodoro i La Cinta – rajska plaża



San Teodoro jest piękną miejscowością i, chociaż nie jest jedną z najpopularniejszych miejscówek na Sardynii, warto się tam zatrzymać choćby ze względu na jedne z najwspanialszych plaż na wyspie. Tak wyglądają okolice naszego domu:


10 min jazdy samochodem od nas znajduje się jedna z najwspanialszych plaż w Europie – La Cinta z fenomenalnym widokiem na wyspę Tavolara. Miłość!

Szeroka, piaszczysta plaża, absolutnie obłędny kolor wody, która – jak na październik – jest niesamowicie ciepła – to jedne z najlepszych momentów wyjazdu 😉

2. Zachód Sardynii: Kolorowe miasteczko Bosa, Grota Neptuna i Capo Caccia – najlepsze miejsce na zachód słońca!

 

Pierwszą wolną sobotę spędzamy na eksplorowaniu zachodu Sardynii, ponieważ wieczorem mamy odebrać z lotniska w, zlokalizowanym właśnie na zachodzie wyspy, Alghero kolegę, który dolatuje do nas później.

Zaczynamy od, zlokalizowanego 2h bardzo przyjemnej trasy od nas, miasteczka Bosa. Spójrzcie tylko na kolor tych domków!

Samo miasteczko jest bardzo niewielkie, ale przeurocze. To także jedyne miejsce na Sardynii, gdzie odkryliśmy otwarte w ciągu dnia restauracje. Jedzenie zasłużyło na solidne 4/10, nie polecamy.

Po krótkiej wizycie w Bosa, udajemy się w dalszą drogę w kierunku Alghero. Widoki na trasie, która cały czas prowadzi nas wzdłuż wybrzeża – kapitalne!

Ostatecznie docieramy w miejsce docelowe czyli do słynnej Groty Neptuna, o której przeczytacie w każdym przewodniku po Sardynii.

Samo wejście do groty to koszt 14euro, wizyta w niej zajmuje jakieś 30 min. Bilety kupicie w kasie przy wejściu (płatność tylko gotówką!). Ja nie wchodzę do groty, bo widziałam już coś podobnego na Majorce, ale towarzyszę ekipie aż do samego jej wejścia, bo właśnie ono stanowi atrakcję samą w sobie! Aby dotrzeć do groty należy pokonać ok. 637 (ale kto by tam liczył) schodów w dół, a następnie udać się tą samą drogą do góry 😉 Polecam!

Uwaga: żeby się tutaj dostać należy do dokonać wcześniejszej rezerwacji!

Do samej groty można dopłynąć również łódką, ale co to za frajda w porównaniu do tylu schodów 😉

A tak wygląda wejście do groty:

W samej grocie nie można robić zdjęć, więc więcej nie mogę Wam pokazać 😉

 

Po Grocie Neptuna udajemy się na – podobno najpiękniejszy na Sardynii – zachód słońca na Capo Caccia, zaraz obok Groty (punkt widokowy” Belvedere Foradada”). Och, jakże on jest cudowny! Uwielbiam zachody, a ten jest naprawdę spektakularny <3

Jest to również jedno z nielicznych miejsc na Sardynii, gdzie spotkaliśmy większą ilość ludzi.

Resztę wieczoru postanawiamy spędzić w Alghero, a na końcu odebrać kolegę z lotniska. Nie dane mi było zobaczyć Alghero w świetle dziennym, ale po zmroku miasto zrobiło na mnie spore wrażenie, zobaczcie sami!

 

3. Północny-wschód Sardynii: urocza La Maddalena i najlepsze lody na świecie

 

Kolejnego dnia postanawiamy udać się na archipelag wysp o romantycznie brzmiącej nazwie – La Maddalena, zlokalizowany na północny wschód od Sardynii. Aby się tam dostać, jedziemy najpierw do położonego ok. godzinę drogi od San Teodoro miasteczka Palau, gdzie znajduje się port. Promy na wyspę odpływają dość często i nie są drogie (ok. 2,5 euro za osobę w dwie strony, do tego kilka euro za każdy samochód), pod warunkiem, że skorzystacie z przewoźnika Delcomar. Gdy chcemy kupić bilety w sąsiedniej kasie, należacej do przewoźnika Maddalena Lines, uprzejma Pani mówi tylko „obok jest taniej” 😀

Po kilkunastu minutach rejsu docieramy na miejsce, czyli w samo centrum urokliwego miasteczka La Maddalena, gdzie dane nam spróbować – prawdopodobnie – najlepszych lodów w moim życiu w La Finestrella <3 Po krótkim spacerze, kapitalnej kawie i kolejnej porcji lodów (sic!), ruszamy dalej.

Ze względu na przepiękny, cieplutki dzień, nastawiliśmy się na błogi relaks na jednej z najpiękniejszych plaż. W tym celu udajemy się na sąsiednią wyspę – Caprera, która jest połączona z wyspą La Maddalena (jest to nazwa zarówno całego archipelagu, jednej z wysp, jak i miasteczka na tej wyspie) długim mostem.

Jesteśmy coraz wyżej i wyżej, a widoki są coraz wspanialsze!

Po kilkunastu minutach docieramy na miejsce docelowe – do Cala Coticcio (czaicie to, Coticcio <3!), gdzie wygodnie parkujemy. Niestety okazuje się, że aktualnie, aby dostać się na plażę, należy zrobić wcześniejszą rezerwację i można tam iść jedynie za opłatą i z przewodnikiem. Ze względu na pandemię, taka sytuacja na Sardynii się zdarza.

Rezygnujemy i jedziemy kilkaset metrów dalej gdzie rozpoczyna się ok. 40-minutowy szlak na kolejną rajską plażę – Cala Napoletana.

Po raz pierwszy przekonujemy się, dlaczego wszyscy powtarzali, że wygodne buty są na Sardynii obowiązkowe! Przed nami jeden z wielu trekkingów, który będzie prowadzić w dół, tylko po to, żeby w drodze powrotnej piąć się w górę.

 

Widoki zapierają dech w piersiach!

 

W końcu docieramy na dół, marząc o zanurzeniu się w chłodnej wodzie – dzień jest naprawdę gorący (chyba najgorętszy jaki przeżyliśmy na Sardynii).

Kolor wody jest obłędny!

Szybciutko wskakujemy do morza, które jest przyjemnie chłodne. Spędzamy naprawdę piękne chwile <3 Prawdziwe wakacje!

A to plażujący my:

Po kilku błogich godzinach nadchodzi czas powrotu. Okazało się, że czeka nas jeszcze jedna atrakcja: otóż na plaży, proszę Państwa, pojawia się najprawdziwszy DZIK! A raczej dzika świnia, dość popularna na Sardynii 😉

W drodze powrotnej spotykamy jeszcze wygrzewające się na słoneczku kozły.

Ten piękny dzień kończymy z powrotem w La Maddalena, które pięknie prezentuje się w świetle zachodzącego słońca.

Resztę zachodu podziwiamy już z promu, który wiezie nas prosto do Palau. La Madalena plasuje się wysoko wśród najpiękniejszych miejsc na Sardynii 😉

4. Północ Sardynii: Rajskie Wybrzeże Costa Paradiso

 

Ostatnie miejsce, które mamy okazję zobaczyć w trakcie pierwszej części workation, to Costa Paradiso, czyli Rajskie Wybrzeże, położone na północy wyspy. Samo Costa Paradiso ciągnie się przez ok. 70km od Castelsardo do Capo Testa – i to właśnie w tym drugim punkcie, położonym nieopodal miejscowości Santa Teresa Gallura, rozpoczynamy ten dzień.

Żeby zaparkować, jedziemy do końca ulicy Via Cala Spinosa w miejscowości Santa Teresa, gdzie znajdujemy wygooglany wcześniej parking. Stamtąd udajemy się na punkt widokowy Belvedere Capo Testa, oddalony o kilkaset metrów od parkingu.

Samo Capo Testa to charakterystyczne wybrzeże, słynące z niezwykłych formacji skalnych.

To jedno z absolutnie najwspanialszych miejsc, które widziałam w Europie! Zgodnie ustalamy, że wyglądem przypomina nam Seszele, na których nikt z nas nie był 😉

W oddali majaczy Korsyka, na którą będziemy płynąć kolejnego dnia 😉

Czy bardzo pizga? Całkiem bardzo, jakieś 11/10 😀

Na przemian wspinamy się i schodzimy ze skał, zabawa jest naprawdę fantastyczna, kompletnie tracimy rachubę czasu! No i te widoki <3

Ta mała kropka na skale po prawej stronie, to ja.

 

Wracając na parking, zastanawiamy się, czy uskutecznić jeszcze spacer na Valle della Luna (Moon Valley), który rozpoczyna się z wysokości parkingu, ale postanawiamy że nie starczy nam już czasu, bardzo długo zabawiliśmy wspinając się na skały.

 

Dlatego udajemy się do kolejnego punktu wycieczki – Spiaggia Li Cossi. Podobno najlepszy sposób, żeby dotrzeć do parkingu, to wpisanie po prostu „Spiaggia Li Cossi” w google – potwierdzam, działa. Zostawiamy samochód i rozpoczynamy krótki, niewymagający spacer do plaży (do absolutnej większości plaż na Sardynii trzeba najpierw dojść ;)). Wygodne obuwie jak zwykle mile widziane!

Po 15 minutach jesteśmy na miejscu. Wow!

Pomimo dużego zachmurzenia, miejsce wygląda fantastycznie. Jest za zimno, żeby się kąpać, ale rozsiadamy się na plaży, żeby cieszyć oczy widokiem.

Gdy jest nam już zbyt zimno, kierujemy się w stronę schodów z myślą o ostatnim miejscu, do którego chcemy się dzisiaj udać.

Castelsardo – to charakterystyczne, kolorowe miasteczko o tarasowej zabudowie. Najpiękniej prezentuje się z przypadkowego punktu, który mijamy po drodze.

To miejsce na pewno będzie nam się kojarzyć z jedną rzeczą – głodem. Wszystkie knajpy otwierają się tutaj o 19:00, nie udaje nam się znaleźć żadnej sensownej piekarni ani przekąsek (to z reguły w miastach nie jest problemem), zadowalamy się jedynie kiepskimi lodami. Ten pieseł chyba czuje się podobnie.

Samo miasteczko to.. nic specjalnego. Jest ładne, jednak – o ile nie będzie Wam po drodze – nie ma sensu specjalnie się tu pojawiać. Miejsce jest opustoszałe i kompletnie brakuje w nim życia, nie czujemy tego klimatu.

Wspinamy się jeszcze na wzgórze zamkowe, z którego roztacza się całkiem przyjemny widok, niestety na sam zamek nie da się wspiąć.

Ten dzień jest oficjalnie pierwszym dniem naszego urlopu i ostatnim dniem pierwszej części workation. Od tej pory czekają nas już tylko wakacje – najpierw na Korsyce, a potem znowu na Sardynii. Ahoj, przygodo!

 

Drugą część wyjazdu na Sardynię opisałam tutaj.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *