W trakcie drugiej części wyjazdu na Sardynię skupiliśmy się na wschodniej połowie wyspy w okolicach przepięknej Zatoki Orosei, jedynie delikatnie zahaczając o południe.

Pierwszy dzień spędzamy w miejscowości, która będzie naszą bazą wypadową na najbliższe 5 dni: Arbatax. Mieścina jest malutka i żeby zjeść coś sensownego lub zrobić większe zakupy, jeździmy lub spacerujemy do sąsiadniego Tortoli.

Takie widoki to już codzienność 😉

Arbatax jest malutkie, ale ma dostęp do kilku całkiem ładnych plaż.

Mieścina wydaje się być dość opustoszała. Wygląda bardziej jak miejsce, do którego lokalsi zjeżdżają się na wakacje. Większość domów stoi pusta. To sprawia, że jest tutaj wyjątkowo spokojnie, w sezonie na pewno wygląda to inaczej. Spędzamy dzień włócząc się po okolicy.

Najciekawszym punktem jest Rocce Rosse z ciekawymi formacjami skalnymi.

5. Południe Sardynii: Cagliari

 

Kolejny dzień okazuje się być niekorzystny pogodowo. Kiepskie prognozy i mocne zachmurzenie nie zwiastują nic dobrego, dlatego postanawiamy uciec na słoneczniejsze południe wyspy.

Naszym pierwszym przystankiem jest plaża Punta Molentis, jednak ze względu na horrendalną cenę biletu (za każdą osobę i dodatkowo za każdy samochód) rezygnujemy, zwłaszcza że pogoda jest daleka od plażowej.

Jedziemy dalej w kierunku plaży Porto Giunco. Tam opłata za wejście jest znacznie mniejsza, ale pogoda wciąż nie dopisuje, a i plaża nie jest najciekawsza, więc po spędzeniu tam godziny, zrezygnowani wsiadamy w samochody i obieramy za cel stolicę wyspy, czyli Cagliari.

 

Parkujemy na ulicy niedaleko najbardziej charakterystycznego miejsca w mieście, czyli Bastion Saint Remy za 50 centów za godzinę, ale na przyszłość lepiej wygląda. „Parcheggio Regina Elena”. Na szczęście rozpogodziło się!

Marina, czyli promenada nad morzem jest dość przeciętna. Prawdziwy klimat Cagliari jest jeszcze przed nami.

Samo Cagliari to ogromne miasto i zdecydowanie to właśnie tam widziałam największe nagromadzenie ludzi na Sardynii, jednak gdy zaczniemy oddalać się od centrum, urocze uliczki pustoszeją. I są naprawdę piękne!

 

W Cagliari mam okazję skosztować jednych z najlepszych lodów całego wyjazdu w Intenso Gelateria.

 

A dla fanów street art Cagliari będzie ulica Via S. Saturino idealną destynacją! Można podziwiać takie cuda <3

Uwaga: podobno ta ulica po zmroku jest uważana za bardzo niebezpieczną. W ciągu dnia nikogo tam nie spotkałam (co także może nie było dobrym znakiem :D).

Im wyżej, tym piękniejsze widoki!

Spacer po mieście kończę w położonej na wzgórzu historycznej dzielnicy miasta czyli Castello. Ta część Cagliari wygląda absolutnie magicznie w świetle zachodzącego słońca.

Wspomniany wcześniej Bastione Saint Remy:

Dzień nieubłaganie zbliża się ku końcowi. Żegnamy Cagliari, które okazało się taką miłą niespodzianką!

Na deser odwiedzamy okoliczny Park Salento di Molentargius, gdzie można podobno spotkać flamingi. I udaje nam się faktycznie je zobaczyć! Całe dwa 😀

 

 

6. Wschód Sardynii: Płaskowyż Golgo, Zatoka Orosei i Cala Goloritze

 

Następnego dnia wita nas rozkoszne słońce. Dobrze się składa, bo wybieramy się na – podobno najpiękniejszą – plażę na całej wyspie, czyli słynną Cala Goloritze. To część Zatoki Orosei, która jest najbardziej zachwycającym miejscem Sardynii (stąd zamieszkaliśmy w pobliżu).

 

Jesteśmy w górzystej części wyspy, dlatego już sama trasa robi wrażenie. Jednak przeciskanie się jeepem przez maluteńkie miasteczko przyprawia nas o kilka mikrozawałów 😉

 

Zaczynamy swoją wycieczkę od Płaskowyżu Golgo, który jest znany z uroczych osiołków. Naszym pierwszym punktem jest charakterystyczny Chiesa di San Petro al olgo, czyli XVI-wieczny kościółek.

 

Są i osiołki! Absolutnie przekochane i bardzo skuteczne w przekonaniu nas do nakarmienia ich tym co mamy 😉 Przyjazne futrzaki rezygnują jednak z naszego towarzystwa, gdy tylko na horyzoncie pojawia się nowa grupa, którą już po chwili zaczynają prosić o jedzenie.

 

Pora zmierzać na plażę – podobnie jak z większością plaż na Sardynii, zanim zaczniemy się cieszyć obłędnym kolorem wody, musimy zaliczyć niemały trekking 😉

Parkujemy samochód przy knajpie Su Porteddu, płacimy 6 euro za wstęp (tylko gotówką!) i ruszamy. Trasa to ok. 4km w jedną stronę, ich pokonanie powinno nam zająć od 1,5h.

Istotna rzecz w temcia trekkingów na Sardynii jest taka, że większość z nich najpierw wiedzie w dół, dopiero w drugą stronę czeka nas wspinaczka.

Po wczorajszych deszczach kamienista droga jest bardzo śliska. Po raz kolejny żałuję, że nie wzięłam na Sardynię butów trekkingowych – zdecydowanie jedna z największych wpadek wyjazdu. Szybko tracimy wysokość i z delikatnym niepokojem patrzymy na trasę, która czeka nas w drugą stronę.

Sama trasa jest dobrze oznaczona. Poza tym, jest na niej sporo osób, pomimo posezonowej pory. W końcu to jedno z najpopularniejszych miejsc na wyspie.

Po ok. godzinie zaczynają się piękne widoki 😉

A po 1,5h rozumiemy już doskonale, dlaczego Cala Goloritze uznawana jest za najpiękniejszą plażę Sardynii. Ten kolor jest niewiarygodny! Nic dziwnego, że nawet po sezonie plaża jest pełna ludzi.

Na Cala Goloritze zdecydowanie warto przyjść wcześniej (my byliśmy o 13:00) – ze wzgledu na górzysty teren, cień bardzo szybko zakrywa całą plażę, więc co chwilę przesuwamy się w prawo, podobnie jak wszyscy inni ludzie, aż w końcu wszyscy gnieździmy się wszyscy na małym skrawku ziemi 😉 Znacznie więcej miejsca jest w wodzie, która w tym miejscu okazała się najcieplejsza na całej Sardynii.

Gdy ostatnie promienie słońca opuszczają plażę (ok. 15:00), my też udajemy się z powrotem na górę. Pan sprzedający bilety wspomniał, że wędrówka może potrwać ok. 2h. Ostrożnie stąpamy po śliskich kamieniach – na plaży byliśmy świadkiem wypadku: turysta poślizgnął się i prawdopodobnie skręcił nogę 🙁

Droga w górę jest znacznie łatwiejsza niż przypuszczaliśmy i już po godzinie jesteśmy z powrotem na parkingu 😉 Na pożegnanie wybiega do nas ostatni osiołek, którego zobaczymy na Sardynii. To był naprawdę dobry dzień!

7. Wschód Sardynii: Wąwóz Su Gorropu

 

Przedostatni dzień wyjazdu spędzamy (dla odmiany :D) aktywnie. Czeka nas najtrudniejszy trekking całego 3-tygoniowego wyjazdu. Jedziemy w stronę słynnego Wąwozu Su Gorropu, czyli drugiego najgłębszego wąwozu w Europie. Droga, którą jedziemy toSS125 – najsłynniejsza droga na całej wyspie, prowadząca od Baunei do Dorgali. Widoki po drodze są fantastyczne, a sama trasa zupełnie się nie nudzi ze względu na imponującą ilość zakrętów.

Do kanionu możemy dotrzeć trzema trasami – oczywiśćie wybieramy tę najbardziej widokową. Nasz szlak zaczyna się w Passo Ghenno Silana, gdzie znajdujemy bardzo klimatyczną knajpkę z pyszną kawą.

Ruszamy! Rozpoczynamy wędrówkę całkiem nieźle oznaczonym czerwonym szlakiem. Czeka nas 4km dość ostrego zejścia w dół, od czasu do czasu przeplatanego krótkimi odcinkami płaskiej trasy. Już na początku witają nas kapitalne widoki.

Droga jest całkiem przyjemna, podłoże dość solidne, schodzi się nieźle. Szybko tracimy wysokość, co boleśnie odczujemy, idąc w drugą stronę.

Trasa jest ciekawa, bo widoki po drodze często się zmieniają. Tutaj fragment przez bajeczny las 😉

Po 1,5h docieramy do kanionu, gdzie robimy sobie przerwę na kanapki 😉 Sam wąwóz wygląda imponująco!

Kupujemy bilety – 5 euro od osoby płatne gotówką. Otrzymujemy następnie 10-minutowy instruktaż na temat kanionu. Dowiadujemy się, że jest podzielony na 3 ocinki, o różnym stopniu trudności – zielony, żółty i czerwony (ten ostatni jest zakazany ze względu na duży stopień trudności). Słyszymy tyle ostrzeżeń, że wydaje nam się, że czeka nas ogromna przeprawa. Sama wycieczka jest estymowana na bodajże 1h w jedną stronę. Drodzy Państwo, to wszystko tylko po to, żeby Was nastraszyć i żebyście zachowali ostrożność – trasa jest króciutka i bajecznie prosta.

 

Droga jest bardzo dobrze oznaczona, na kamieniach znajdują się symbole, odpowiadające kolorowi danej trasy. Kamienie są śliskie, ale bez problemu przez nie przechodzimy.

Po 20 minutach (ok. 500m) docieramy do końca trasy. Pozostaje szlak czerwony (tak, ten zakazany). Kilkoro z nas ignoruje zakaz i idzie dalej – faktycznie trzecia część jest nieco trudniejsza niż pozostałe.

W tym miejscu kanion jest najwęższy – ściany są oddalone o 4 metry!

Ściany wąwozu sięgają 500m, dlatego promienie słońca zupełnie tu nie docierają.

Zdecydowanie warto było tu przyjechać! Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś podobnego 😉

A przynajmniej tej myśli staram się trzymać, pokonując 700 metrów przewyższenia, aby wrócić na parking. Ten trekking mocno dał mi się we znaki, zwłaszcza, że trasę estymowaną na 2,5h, przeszliśmy w 1,5h. Oj, wiemy już, że jutrzejszy dzień obędzie się bez żadnych trekkingów i wysiłków 😀

Przynajmniej na górze czeka nas kolejny śliczny widok.

 

8. Wschód Sardynii: Zatoka Orosei pontonem motorowym

 

W końcu nastaje ten dzień: nasz ostatni dzień 3-tygodniowego pobytu na workation. Wiemy, że chcemy spędzić go absolutnie wyjątkowo! Decydujemy się na rejs po spektakularnej zatoce Orosei <3 W tym celu postanawiamy wypożyczyć łódź, kończy się na pontonie motorowym.

Ponton wypożyczamy w miejscowości Cala Gonone, gdzie jest najwięcej wypożyczalni. Znowu przejeżdżamy przez bajeczną SS125.

Wypożyczenie pontona przebiega bardzo sprawnie. Aby go wypożyczyć, nie potrzeba specjalnych uprawnień, jednak czujemy się bardzo komfortowo z faktem, że jedna osoba z grupy takie uprawnienia ma. Koszt za cały dzień to 140 euro do podziału na 8 osób plus paliwo. Zdecydowanie warto!

Decyzja o tej wycieczce była chyba najlepszą jaką podjęliśmy na całym wyjeździe <3 To był idealny dzień.

To również najlepszy sposób, żeby naprwdę nacieszyć się Zatoką Orosei (Golfo di Orosei). Widoki są nieporównywalne do niczego, co widziałam wcześniej.

Po jakimś czasie naszym oczom ukazuje się słynna Cala Luna, ciesząca się opinią jednej z najpiękniejszych plaż na Sardynii. To właśnie tutaj spędzimy rozkoszne kilka godzin, ciesząc się kapitalną pogodą, pływając i plażując <3

Dzień nieubłaganie zbliża się ku końcowi i pora wracać. Czeka nas kolejna przejażdżka pontonem.

Tym razem uruchamiamy drona, żeby uwiecznił te niebiańskie widoki oraz naszą ekipę <3

 

I kilka widoków na Cala Gonone:

Wieczór spędzamy spacerując po uroczym Cala Gonone i – oczywiście – kosztując przepyszne lody.

Sardynia żegna nas ostatnim pięknym zachodem słońca.

Żegnam się czule!

Pierwszą część wyjazdu na Sardynię opisałam tutaj.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *