Garść wskazówek, praktycznych porad i ciekawostek, dotyczących USA 🙂

Parki Narodowe

Jeżeli planujecie zwiedzić kilka parków, koniecznie zaopatrzcie się w kartę „America the Beautiful Passes”, która uprawnia Was do darmowego wstępu do niemal wszystkich parków narodowych w USA (wyjątek – Valley of Fire, 10$). Koszt karty to 80$ (koszt wjazdu do parku w przypadku braku karty to ok. 35$), a jedna karta przysługuje właścicielowi oraz 3 osobom towarzyszącym, które są z nim w samochodzie. Data ważności karty to 1 rok od dnia zakupu.

Każdą wizytę w parku zaczynaliśmy od Visitors Center, w którym mogliśmy zaopatrzyć się w mapę i podpytać o interesujące nas rzeczy (np. jakie wodospady są wyschnięte i nie ma sensu ich odwiedzać). Po samych parkach poruszaliśmy się darmowymi shuttle busami, które odjeżdżały co kilkanaście minut, a kierowcy często opowiadali o atrakcjach mijanych po drodze. Samochód zostawialiśmy na parkingu przy Visitors Center – pomimo, że wszyscy radzili, aby pojawiać się tam o świcie, żeby znaleźć miejsce, naprawdę nie było źle. Jedyne trudności mieliśmy w Zion, ale ostatecznie udało się skorzystać z parkingu, oddalonego od Visitors Center o jakieś 10 minut pieszo.

Same parki są naprawdę przyjazne turystom. W wielu miejscach można skorzystać z pitnej wody, toalety są praktycznie na każdym kroku, a wszystkie trasy są dobrze oznaczone.

lot

Po przylocie do USA czekała nas oczywiście rozmowa z urzędnikiem imigracyjnym – w naszym przypadku wszystko poszło bardzo szybko i sprawnie, w kolejce staliśmy kilkanaście minut, a rozmowa trwała może kilkadziesiąt sekund 🙂

Jetlag? Nie wiemy co to 🙂 Nie poczuliśmy konsekwencji zmiany czasu ani lecąc z Polski do USA, ani w drugą stronę.

jedzenie

Czy w USA da się jeść zdrowo? Wydaje mi się, że tak. My po prostu nie podjęliśmy próby 🙂 Ale przyznaję, większość produktów miała zatrważającą liczbę składników (również tych mocno niezdrowych) oraz kalorii. W Stanach wszystkie rzeczy, zarówno w sklepach, jak i w każdym menu, zawierają informację dotyczącą ilości kcal w danym posiłku/produkcie. Czasami dawało do myślenia 🙂 Ach, to nieprawda, że w USA do wszystkiego dodaje się cukier. Ale jeśli się dodaje, to najprawdopodobniej jest on głównym składnikiem 🙂

Odnośnie konkretnych knajp: w miastach znajdziecie mnóstwo opcji, w parkach narodowych – już nie jest tak prosto. Między innymi z tego powodu zatrzymywaliśmy się głównie w sieciówkach, które były dostępne po drodze. Największym odkryciem był Denny’s wraz z jego burgerami, shake’ami i pancake’ami (tęsknię!) 🙂 Za to zupełnie nie zauroczyły nas meksykańskie knajpy (Chipotle, Taco Bell) ani tym bardziej Panda Ekspress.

Korzystaliśmy także z McDonald’s (kawa i Sausage McMuffin <3) i Subway, zdarzył nam się jednorazowo Burger King i KFC. Najlepsze fast-foodowe burgery? Zdecydowanie Smashburger! Na drugim miejscu Wendy’s i In-N-Out.

Do tego czasem jakiś deser…

Bardzo dobrze wspominam także hotelowe śniadania 🙂

Poza jedzeniem na mieście, regularnie odwiedzaliśmy wspaniały Walmart, w którym jest chyba wszystko 🙂 Na początku zaopatrzyliśmy się w cooler, w którym przechowywaliśmy jedzenie w trakcie podróży oraz na campingach. Lód można było często dostać w hotelach lub kupić na stacjach. Z lodówki turystycznej zrezygnowaliśmy, żeby nie dobić akumulatora.

$$$

W absolutnej większości miejsc, mogliśmy zapłacić Revolutem. Problem pojawiał się jedynie czasami na stacjach benzynowych (poza Shellem, tam karta zawsze przechodziła). Gotówka przydała nam się także na prysznice na campingach lub pranie (wtedy trzeba płacić ćwierćdolarówkami, ale najczęściej mogliśmy na miejscu skorzystać z automatu, rozmieniającego pieniądze na bilon, więc nie musieliśmy się martwić wcześniejszym przygotowaniem ćwierćdolarówek 🙂 ).

ludzie

Są absolutnie fantastyczni, niesamowicie otwarci i pomocni. Do dzisiaj nie wiem, skąd wynika ich sposób bycia, ale zdecydowanie mi spasował 🙂 Wszyscy traktują Cię serdecznie i próbują pomóc na każdym kroku (np. gdy na stacji benzynowej nie chciała nam przejść karta, ktoś zaproponował, że zapłaci za nas!). Dlatego miałam poczucie, że nawet w najtrudniejszej sytuacji nie zostaniemy bez pomocy. Zafascynowała mnie także łatwość, z jaką ludzie w USA nawiązują kontakty! Podróżując po parkach narodowych, wciąż spotykaliśmy ludzi, którzy nas zagadywali i dzielili się swoją historią – wszyscy zachowywali się, jak gdybyśmy byli znajomymi. Obłędne 🙂

W trakcie naszej pierwszej wizyty w knajpce, kelnerka momentalnie rozpoznała, że właśnie przyjechaliśmy i wytłumaczyła nam zasady działania amerykańskich restauracji. A na koniec pięknie podziękowała 🙂

kradzieże

Niestety każdy kij ma 2 końce. Sporo osób ostrzegało nad przed kradzieżami w dużych miastach. Pomimo, że naprawdę uważaliśmy, nie udało nam się uniknąć przykrego incydentu. W San Francisco włamano się do samochodu… obok którego staliśmy. Wyszliśmy na dosłownie kilka minut i przez myśl nam nie przeszło, żeby zabrać plecaki, skoro rzeczy były pod naszym bezpośrednim nadzorem w zamkniętym samochodzie. Cała akcja odbyła się błyskawicznie i niezwykle sprawnie – dosłownie chwilę po tym, gdy wysiedliśmy, usłyszeliśmy dźwięk tłuczonego szkła, a złodziej już wyjmował dwa plecaki, które leżały najbliżej okna, po czym momentalnie odjechał. Ciężkie do uwierzenia, jednak w San Francisco podobno nagminne.

Zarówno kontakt z policją, jak i wymiana samochodu w wypożyczalni, odbyły się bardzo sprawnie. W samej wypożyczalni spotkaliśmy kilku turystów, którym tego dnia przydarzyła się ta sama historia (a jednej grupie kradzież zdarzyła się w tym samym miejscu – zdecydowanie uważajcie na Alamo Square!).

transport

Samochód (KIA Sorento) wypożyczyliśmy z wypożyczalni Dollar, znajdującej się w pobliżu lotniska. Same zasady poruszania się po amerykańskich drogach nieco różnią się od tych, które znamy 🙂 Największe różnice? Jeśli nie ma żadnego zakazu, możesz skręcać w prawo na czerwonym świetle (z automatu traktujesz czerwone światło jak strzałkę warunkową). Praktycznie wszyscy jeżdżą przepisowo, co sprawia, że jazda jest naprawdę przyjemna, choć na początku ciężko było mi się przyzwyczaić do tego, jak długo może trwać manewr wyprzedzania 🙂 Dojeżdżając do skrzyżowania (bez świateł) musisz się zatrzymać; najpierw jedzie ten kierowca, który zatrzymał się jako pierwszy. Ma to sens 🙂 Znaki są – jak to określiliśmy – idiotoodporne 😀 Na każdym znaku są wyraźne napisy, tłumaczące co oznacza. Przykładowo zakaz wjazdu będzie wyposażony w napis „DO NOT ENTER. WRONG WAY”. Z kolei przekombinowane jest tankowanie – najpierw obliczasz, ile paliwa potrzebujesz, płacisz, dopiero potem tankujesz. Jeśli się pomylisz w obliczeniach i zapłacisz więcej niż zmieściło się do baku, w ciągu kilku dni otrzymujesz zwrot pieniędzy na konto (u mnie trwało to kilka tygodni, na jeden zwrot wciąż czekam).

Same trasy są kapitalne! Bardzo różnorodne, od wielopasmowych autostrad po drogi bez nawierzchni, gdzie można natknąć się na stado krów. Przygoda życia, jak nic 🙂 A do tego zmieniające się co chwilę (!) niesamowite widoki – samo przemieszczanie się gwarantowało fantastyczną rozrywkę.

pogoda

Wszyscy ostrzegali, że z dużym prawdopodobieństwem zaliczymy kilka dni gorszej pogody, ale Stany były dla nas łaskawe 🙂 Poza tonącym we mgle, zimnym San Francisco i kilkoma chłodnymi nocami w namiocie, pogoda nas rozpieszczała. Nie zobaczyliśmy ani kropli deszczu, za to słońce nie chowało się przez praktycznie cały dzień. Najchłodniejsza temperatura to -2 stopnie w nocy w okolicach South Lake Tahoe, najcieplejsza to +46 stopni w Badwater Basin (o której jeszcze napiszę). Standardowa temperatura w okolicach 25-28 stopni. Za to w pomieszczeniach klimatyzacja szalała – różnica między temperaturą na zewnątrz, a temperaturą w sklepach czy knajpach, była gigantyczna (warto mieć ze sobą zawsze coś ciepłego).

noclegi

Większość noclegów zarezerwowaliśmy z wyprzedzeniem, jeszcze w Polsce. Kilka noclegów rezerwowaliśmy na bieżąco (nie zauważyłam specjalnej różnicy w kosztach). Najczęściej spaliśmy w hotelach/motelach i standard był naprawdę świetny. Spaliśmy w pokojach z dwoma łóżkami podwójnymi, idealnymi dla 4-osobowej grupki. Pokoje były komfortowe, chyba zawsze była w nich lodówka i działające Wi-Fi, a także ręczniki, kosmetyki, bardzo często także pyszne śniadanie. Każdy hotel miał swój parking. Średnio płaciliśmy ok. 120$ za pokój za 1 noc, wliczając w to podatek. Jeśli ceny w danym miejscu znacznie przekraczały nasz budżet, spaliśmy w miejscowościach oddalonych o godzinę lub dwie od punktu docelowego.

Kilka nocy spędziliśmy także na campingach, które w USA świetnie działają! Samo rozkładanie namiotu i pompowanie materacy po zmroku będę jeszcze długo wspominać z ogromnym sentymentem 🙂 Cenowo campingi raczej nam się nie opłaciły – chociaż koszt campingu to z reguły ok. 20-50$, to trzeba doliczyć do tego koszty namiotu, materacy, pompki, poduszek, etc. Przy większej ilości nocy spędzonych na campingu na pewno ma to sens, ale my skorzystaliśmy z tej opcji jedynie 4 razy. Jednak dla samej przygody na pewno warto 🙂 Pamiętajcie jednak, żeby sprawdzić przewidywaną temperaturę w nocy – o ile przy kilkunastu stopniach jest naprawdę fajnie, to przy +1 stopniu nie pomaga nawet kilka warstw ubrań i śpiwór. Ostatecznie, z jednego campingu musieliśmy zrezygnować właśnie ze względu na zbyt niską temperaturę.

 

pranie

Możliwość zrobienia prania mieliśmy w większości miejsc, w których zatrzymywaliśmy się na noc (zarówno na campingach, jak i w hotelach). Płaciliśmy ćwierćdolarówkami najpierw za pralkę, potem suszarkę. Cała procedura zajmowała ok. 1-1,5h i kosztowała kilka dolarów. Na miejscu można było najczęściej rozmienić dolary na ćwierćdolarówki oraz dokupić detergenty. Zarówno pralka, jak i suszarka były – oczywiście – olbrzymie 🙂

internet i Zasięg

We wszystkich hotelach i na niektórych campingach mieliśmy dostęp do Wi-Fi. W miastach Wi-Fi znajdziecie na każdym kroku, poza miastami pozostają knajpki i czasami Visitors Centers w parkach narodowych. Jedna osoba miała wykupiony pakiet z internetem i połączeniami (co przydało się w kilku sytuacjach, np. gdy włamano nam się do samochodu). W Parkach Narodowych często nie ma w ogóle zasięgu.

 

inne

Gdy widzicie na mapie czas potrzebny na przejście jakiejś trasy w parku narodowym, możecie spokojnie założyć, że zrobicie całą trasę dwa razy szybciej 🙂

Przyzwyczajcie się do używania jednostek typu: mile, galony, stopnie fahrenheita 🙂

Rzeczywiście, wszystko jest większe niż w Europie – produkty, samochody, miejsca do parkowania (na szczęście! 🙂 ) .

Wszystkie ceny w USA są podane bez podatku, który zależy od danego stanu (z reguły ok. 10%). Nie zdziwcie się zatem, gdy za każdą rzecz zapłacicie nieco więcej niż się spodziewaliście 🙂

Na wiele pytań odnajdziecie także odpowiedź na facebookowej grupie Podróże po USA .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *