Stolica Portugalii przywitała nas niezwykłą jak na marzec temperaturą – termometry na ulicach wskazywały magiczne 27 stopni 😉 Położona kilkaset kilometrów na południe Lizbona jest faktycznie cieplejsza niż Porto.

Miasto dzieli się na kilka dzielnic, które różnią się od siebie pod niemal każdym względem:

Alfama – najstarsza i najbardziej przypominająca Porto dzielnica, położona na wzgórzu. Charakteryzuje się mnóstwem zaułków, małych, pnących się w górę uliczek oraz starych budynków z charakterystycznym praniem rozwieszonym za oknem. Zabudowa jest niezwykle gęsta, a uliczki wyjątkowo wąskie – całość tworzy labirynt, w którym pewnie niejeden rodowity Portugalczyk się zagubił 😉 Alfama stanowi świetny punkt widokowy.

Najbardziej typową atrakcją dzielnicy są, kojarzone z Portugalią, żółte tramwaje. Pomimo, że popularna „28-ka” odjeżdża co 12 minut, na przystanku wciąż tłoczą się ludzie, miejsc z pewnością nie wystarczy dla wszystkich. Kierowca tego tramwaju to nie zawód, to styl bycia 😀 Tramwaje mają jedną linię, a ich przejazdy nie są w żaden sposób koordynowane, dlatego nieraz zdarza się, że dwa tramwaje jadą sobie naprzeciw. W takiej sytuacji jeden z nich musi cofać aż do rozwidlenia torów. Kierowcy w ogóle nie przeszkadza, że tramwaj znajduje się na wzniesieniu, a żeby się cofnąć, musi zjechać tyłem na dół (miny turystów-=bezcenne) 😀

SAM_6056.JPG

Podobno tę ubogą dzielnicę zamieszkują głównie starsi ludzie. Faktycznie, podczas naszej wieczornej wycieczki nie widzieliśmy młodzieży, nie znaleźliśmy również nowoczesnych barów – cała magia Alfamy to malutkie, ciemne knajpki, z których dobiega narodowa muzyka Fado.

Chiado – typowa dzielnica hadlowa, a więc niespecjalnie dla nas interesująca.

Baixa – to serce Porto, położone nad rzeką Tejo. Najważniejszymi elementami są dwa place (plac Rossio oraz, zakończony łukiem triumfalnym, plac Comercio). Jednak nasz spacer zaczęliśmy od Parku Edwarda, z którego rozciąga się całkiem przyjemny widok na Lizbonę, następnie zeszliśmy w dół alejką pełną drzew.

CAMERA

CAMERA
CAMERA

Po drodze mijaliśmy mnóstwo sklepów typu Armani, Prada, etc. oraz kilka sympatycznie wyglądających knajpek. W jednej z nich zakosztowaliśmy cudownego ciasta – nic dziwnego, nie bez powodu to miejsce nazywało się „Najlepsze Ciasto na Świecie” 😉

CAMERA CAMERA

Odcinek pomiędzy dwoma wspomnianymi placami przypominał mi trochę naszą Floriańską 😉 Niestety, cały czas byliśmy nagabywani przez kelnerów, próbujących przekonać nas do swojej restauracji. W końcu, głodni i zmęczeni, poddaliśmy się i przystaliśmy na jedną z ofert. Jedzenie było pyszne, ale przypłaciłam ten obiad bólem żołądka. Dużo bardziej zadowolona byłam z obiadu w rodzinnej knajpie, którą odwiedziliśmy kolejnego dnia oraz z lodów w kształcie kwiatów (z okazji Dnia Kobiet).

20150307_164559 20150307_164603

Plac Comercio jest położony nad rzeką. A tam… mnóstwo ludzi relaksujących się w rytmie przyjemnej muzyki, popijających wino i rozkoszujących się widokiem… 😉 Idealne popołudnie. Na szczęście my również mogliśmy do nas dołączyć – w poszukiwaniu wina weszliśmy do pierwszego lepszego sklepu, a tam sprzedawca odkorkował napój i jeszcze dorzucił plastykowe kubki 😀 Portuguese mode 😀

 

Belem – słynie głównie z ogrodów botanicznych oraz Klasztoru, jednak nie zdążyliśmy zwiedzić tej części Lizbony, dojechać do niej można pociągiem.

Lizbona nocą nie przypadła nam do gustu – spędzaliśmy czas nie w typowej klubowej dzielnicy, ale w centrum, które okazało się być totalnie opustoszałe. Większość ludzi, których spotkaliśmy była bezdomna, niepełnosprawna lub chciała sprzedać nam trawę. Pod tym kątem Porto zdecydowanie wygrywa 😉

Ostatecznie, uważam, że Lizbonę zdecydowanie warto zobaczyć, ale jestem przeszczęśliwa, że wybrałam jednak Porto <3

2015_0308_122149_001.JPG

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *