Ponad rok od aplikowania na Erasmusa musiał upłynąć, abym powiedziała: wreszcie!

Od poniedziałku oficjalnie stacjonuję w Porto 😀 Właściwie od wtorku, bo dotarcie (z przesiadką) zajęło mi caaaały dzień.

Pierwszym odczuciem, którego doznałam po przyjeździe było niedowierzanie, że naprawdę jestem tak daleko (3000 km) i po raz pierwszy na tak długo zdala od domu, rodziny, przyjaciół, kotów i wszystkiego co znam. Wydawało mi się, że przyzwyczajenie się do tak całkowicie nowego kraju zajmie mi do dwóch tygodni. W rzeczywistości, zajęło 2 dni.

img-thing

Pewnie myślicie, że pierwsze co zrobiłam, to zwiedzenie miasta:P No cóż, dla mnie priorytetem okazało się hasło „make yourself at home”. Dlatego pierwszymi rzeczami, którymi się zajęłam było: zwiedzenie okolicy (mała odległość do metra, marketu  i Uczelni bardzo mnie ucieszyły), urządzenie pokoju, zaprzyjaźnienie się z piesełem oraz zapoznanie ze współlokatorami.

Jednym z ważniejszych punktów była także wyprawa do Primarku, gdzie wyposażyłam się we wszystkie niezbędne do życia rzeczy (i nie mam tu na myśli jedynie butów :P). Po drodze spotkałam dwie polskie Erasmuski, które na pytanie czy podoba im się Porto, odpowiedziały: No co Ty, jeszcze nic nie zwiedzałyśmy! Jedziemy właśnie do Ikei.

Tak więc nie tylko ja ułożyłam priorytety w tej kolejności. Na zwiedzanie zresztą też przyszedł czas, ale o tym innym razem 🙂

LojaColombo-650x433

Palm Tree House

To nazwa domu, w którym mieszkam. Wynajmuję swój pokój na parterze, w związku z czym przez okno co chwilę zagląda mi Butler, pieseł. Jeżeli nie zamknę dobrze okna, potrafi je sam otworzyć. Dom jest położony zaledwie kilka minut na nogach od mojej Uczelni. Tak jak nazwa sugeruje, w ogródku rośnie palma. A także mięta i inne zioła. Mało abstrakcyjne? Mieszkam z 4 innymi osobami, a tylko jedna z nich, Czeszka, jest z Europy. W skład „rodziny” wchodzi także zawsze uśmiechnięty i słuchający świetnej muzyki Brazylijczyk, niemówiący po angielsku i wiecznie popijający yerbę Argentyńczyk i ciepła, wszystkim przesłodko matkująca Tanzanka. Do tego codziennie odwiedza nas właściciel i dwóch znajomych Portugalczyków.

Taka mieszanka kulturowa to naprawdę niesamowite doświadczenie! Każdy ma swoją kuchnię, muzykę, zwyczaje (np. Portugalczycy naprawdę nie wiedzą, co to znaczy punktualność!!). Godzinami rozmawiamy o tym, jak różnią się  nasze państwa. A najciekawsze jest to, że używamy naprzemiennie kilku języków: angielskiego, portugalskiego i hiszpańskiego. Po polsku pada jedynie „na zdrowie” 😉 Na razie wszystkie kolacje jedliśmy wspólnie, popijając przy tym pyszne portugalskie wino i gawędząc. Aż czuć ducha Erasmusa 😀

Komunikacja

W Porto funkcjonuje przede wszystkim metro, które jest stosunkowo nowe i dlatego dużo czystsze i ładniejsze niż w innych krajach, w których byłam. W centrum wszystkie linie mają identyczną trasę, poza linią D, która jako jedyna dojeżdża bliżej centrum – o czym nie wiedziałam, wybierając dom tuż przy niej 😀 Metro odjeżdża co 5 minut, od 5 do 1 rano. Jest także wiele autobusów, ale ich jeszcze nie próbowałam 😉

MapaMetroThumbnail

Just a yellow lemon tree..

Tutejsza roślinność jest oczywiście zupełnie inna. Codziennym widokiem są palmy czy drzewa, na których rosną pomarańcze. W najbliższym markecie, nie znalazłam żadnych cytryn. Nic dziwnego, skoro możesz je wyhodować sam! To drzewo cytrynowe rośnie za moim oknem w kuchni 😀

20150213_123658

Pogoda

Również znacznie różni się od polskiej. Przez cały czas  jest ok. 10 stopni wyższa niż w Krakowie. Oscyluje między 7-8 stopniami rano, a ok. 13-15 popołudniu. W przyszłym tygodniu spodziewam się aż 17 stopni 😉 Ale słońce wcale nie świeci cały czas, dzisiaj dzień był deszczowy. W końcu mamy zimę! Pomimo stosunkowo wysokiej temperatury, należy pamiętać, że miastu udziela się obecność oceanu – nie ma dnia bez przynajmniej delikatnego wiatru 😉 Jak dla mnie – pachnie tutaj wiosną.

Alkohol

Oczywiście prym wiedzie wino. W hipermarkecie można znaleźć nawet 5 szeregów zapełnionych jedynie winami. Za większość z nich nie zapłacicie więcej niż 2-3 euro. I są pyszne. Próbowałam słynnego Porto i… nie posmakowało mi – było okropnie słodkie, a ja preferuję bardziej wytrawne wina. Może następnym razem uda mi się zasmakować innego Porto. Niestety, nie będę wiedziała co kupuję, bo na butelkach nie jest napisane czy wino jest wytrawne, słodkie, etc. Na pytanie: „how do I know if the wine is dry or sweet?”, usłyszałam: „you just have to know”. Takiej wiedzy nie będę pewnie miała nawet za 5 miesięcy 😀

Jeżeli jednak chcesz spróbować piwa, to nastaw się na butelki 0,33l. Ma to swój urok 😉 A piwko nie jest złe!

Jedzenie

W Portugalii je się nieco inaczej. Pomijając fakt, że kolację rozpoczyna się o 21-22, również sposób odżywiania jest inny. A przede wszystkim.. produkty.

 Do tej pory moja największa zmora to zakupy. Dzięki temu, że od 4 miesięcy uczę się portugalskiego, znam mniej więcej nazwy większości produktów. Ale chcąc kupić np. bułkę tartą czy mąkę, mogę szukać i szukać i szukać…

W sklepach królują ryby, śmierdzi nimi okropnie, ponieważ są świeże. Przygotowanie świeżej ryby na obiad – challenge accepted. Na razie pozostanę przy filetach 😛 Drugim dominującym produktem są wszelkiego rodzaju słodycze – Portugalia słynie z wypieków. Są bardzo słodkie, bardzo różnorodne i… bardzo smaczne.

5875322_f520

Niestety, jeżeli chcę ugotować na obiad coś, co znam, muszę się nieźle nagłowić, bo brakuje mi produktów, których używam na co dzień w Polsce. A może po prostu nie umiem rozpoznać ich wśród gąszczu nowych dla mnie marek i opakowań?  W każdym razie, w markecie potrafię spędzić dużo czasu, zastanawiając się nad tym czym jest produkt, na który patrzę 😀 Dobrze, że z truskawkami nie miałam problemu, bo smakowały fenomenalnie <3

Więcej o samym Porto i moim Uniwersytecie – następnym razem!

20150212_165649

P.S. Gdybyście mieli wątpliwości, wciąż jestem miłośniczką przede wszystkim kotów 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *