Sintra to górskie miasteczko położone nieopodal Lizbony. Od początku było absolutnym „must see” całej podróży. Faktycznie, jest to bardzo nietypowe miejsce, niepodobne do niczego co do tej pory widziałam, z pewnością warte zobaczenia.
Ale niekoniecznie w sezonie 🙂 Po pierwsze, pomimo tego, że Sintra jest położona w górach, temperatura była prawdziwym wyzwaniem. Po drugie, miejscowość jest totalnie nastawiona na turystów, były ich naprawdę całe tłumy.
Jak dojechać?
Ponieważ noclegi w Sintrze miały bardzo wygórowane ceny, padło na nocleg w Lizbonie. Ze stolicy Portugalii możemy się dostać do Sintry w 40 minut pociągiem, odjeżdżającym z dworca obok stacji metra Rossio. Koszt biletu to ok. 5 euro w dwie strony.
Poza średnio atrakcyjnym centrum, Sintra oferuje do zobaczenia przede wszystkim 3 bardzo popularne miejsca: Pałac Pena, Quinta da Regaleira, Zamek Maurów (z ostatniego zrezygnowałam ze względu na brak czasu). Do atrakcji można się dostać na 2 sposoby: albo wspinając się na górę (podobno ok. 1-1,5h), albo wsiadając do autobusu (koszt 5,5 euro), którego czas jazdy podobno wynosi ok 15 minut. Ze względu na ograniczone zasoby czasowe, druga opcja wydała się sensowniejsza. Niestety, nie w sezonie turystycznym. W kolejce do autobusu udało się spędzić całe 40 minut i dokładnie tyle samo trzeba było poświęcić na podróż – czyli kiepski interes 🙂 Natomiast widoki faktycznie to zrekompensowały, poniżej wspomniany Palacio de Pena.
Koszt zobaczenia tej atrakcji, uznawanej za jeden z 7 cudów Portugalii to 14 euro.
Kolejnym punktem wycieczki było Quinta da Regaleira (koszt: ok. 6 euro) – zwariowane ogrody, pełne wydrążonych tuneli, niespodziewanych wodospadów i słynnej Studii Inicjacji. Podobno nikt nie wie, co brał ich autor.
Podsumowując, Sintra jest zdecydowanie warta zobaczenia, ale z pewnością zrobi na Was dużo lepsze wrażenie, jeżeli odwiedzicie ją w mniej turystycznym okresie 🙂